Wiele osób zastanawia się nad systemem wyborczym na Uniwersytecie, rozmawialiśmy o tym m.in. na ostatnim posiedzeniu Senatu uczelni.
Czego dotyczy dyskusja? Dzisiaj koncentruje się ona wokół sposobu wyłaniania kandydatów. Zgodnie z obowiązującą na uczelni ordynacją kandydatami na rektora mogą zostać tylko te osoby, które w głosowaniu indykacyjnym zostaną wskazane przez przynajmniej 10% głosujących członków Kolegium Elektorów. Stawiane w tej dyskusji pytania to: czy nie powinniśmy znać kandydatów i ich planów przed głosowaniem indykacyjnym oraz czy powinno się wybierać elektorów, nie znając jeszcze nazwisk kandydatów? Pytania takie w równym stopniu odnoszą się do wyborów dziekanów, wybieranych według identycznej formuły.
System wyborczy
O przebiegu wyborów decydują ordynacja wyborcza oraz zwyczaje. Przepisy ordynacji mają zapewnić prostotę i sprawność procedury, jej efektywną kontrolę, równe szanse kandydatów, a także możliwość swobodnego i nieskrępowanego udziału w wyborach. Bardzo ważne jest, aby ordynacja określała także jednoznaczne sposoby ustalania wyniku, rozstrzygania ewentualnych wątpliwości i podejmowania decyzji w trakcie procedury wyborczej. Jednak równie istotne są zwyczaje wyrażające nie tylko literę przepisów, lecz także ich ducha.
Jeśli doszlibyśmy do wniosku, że obecny system wyborczy ma wady, to trzeba zadać sobie pytanie, czy tkwią one w przepisach, czy w zwyczajach? Od tego zależy, jakie kroki powinny być podjęte. Trzeba pamiętać, że nie ma idealnego systemu wybierania władz. Każdy ma swoje zalety i wady.
Kandydaci i kampania
System elektorski wynika z ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym (art. 60 i art. 71).
Istniejąca ordynacja wyborcza miała w założeniach zapobiegać trwałej polaryzacji społeczności akademickiej oraz zniechęcać do prowadzenia kampanii negatywnej. Wybory odbywają się co cztery lata, a w okresie między elekcjami udaje nam się ze sobą dobrze współpracować. To zresztą istotna cecha funkcji rektora i dziekana: nie dzielić i nie przeciwstawiać, tylko łączyć i zachęcać do współpracy różne środowiska.
Warto również, aby czynności wyborcze były rozłożone w rozsądnym czasie – ani nie za krótkim, co mogłoby spłycać dyskusje, ani nie za długim, bo to z kolei koncentrowałoby uwagę na kampanii kosztem codziennej pracy uczelni i skłaniało do doszukiwania się motywacji wyborczych we wszystkich decyzjach.
Historia pokazuje, że obowiązująca ordynacja wyborcza nie przeszkadza też chętnym, żeby sygnalizowali chęć kandydowania w wyborach rektora przed wyborami elektorów. Cztery lata temu trzej potencjalni kandydaci (prof. Tadeusz Tomaszewski, prof. Marek Wąsowicz i ja) opublikowali swoje programy w uczelnianym piśmie oraz na swoich stronach internetowych jeszcze przed wyborami indykacyjnymi. Wynikało to z indywidualnej potrzeby, a nie z instytucjonalnego nakazu. Wszyscy zainteresowani sprawami Uniwersytetu mogli zapoznać się z naszymi propozycjami z wyprzedzeniem. To właśnie przykład, jak dobre zwyczaje mogą i powinny uzupełniać ordynację.
Podobnie postąpiłem tym razem. Już na inauguracji roku akademickiego 2015/2016 zadeklarowałem, że będę starał się o reelekcję. W styczniu na tej stronie opublikowałem swój program na kolejną kadencję.
Jeśli zmieniać, to kiedy i jak?
Jeżeli chcielibyśmy zmienić obowiązującą ordynację, to powinniśmy zająć się tym na początku przyszłego roku akademickiego. Wtedy przebieg wyborów i nasze doświadczenia będą jeszcze świeżo w pamięci. Będzie też wystarczająco dużo czasu do następnej elekcji, więc nie pojawi się pokusa, aby zmianami trybu wyborczego przesądzać o wyniku wyborów.
Najpierw trzeba rozpoznać istniejące problemy, ustalić, co źle działało, a co chcielibyśmy, żeby działało lepiej. Następnie powołać zespół, który przygotuje kilka wariantów zmian w ordynacji. Wtedy będziemy mogli dyskutować o konkretach. W zespole powinni znaleźć się przedstawiciele wszystkich grup, które tworzą społeczność Uniwersytetu, a także osoby zawodowo zajmujące się systemami wyborczymi. Ważne jest, aby w tych pracach uczestniczyli również ci, którzy mają praktyczne doświadczenie w pracy w komisjach wyborczych: czasem przepis bardzo rozsądnie wyglądający na papierze w praktyce może okazać się problematyczny.
Natomiast nic nie stoi na przeszkodzie, by już teraz stosować dobre zwyczaje tam, gdzie zwiększają one przejrzystość i jawność mechanizmów wyborczych.
Mandat do sprawowania funkcji
Chciałbym, aby jak najwięcej członków naszej społeczności akademickiej interesowało się wyborami rektora UW i aby wyraziło się to w wysokiej frekwencji wyborczej.
Każdemu, kto startuje w wyborach, zależy, by mieć jasny i wyraźny mandat do sprawowania funkcji. Jeżeli rzetelnie przedstawia się program, a następnie w wyborach osiąga się dobry wynik, to ma to ogromne znaczenie. Cztery lata temu, kiedy zostałem rektorem, czułem, że otrzymałem mocny mandat do kierowania Uniwersytetem.